zastanawiała was kiedyś sytuacja psa kopniętego przez swojego właściciela? psa kopniętego ot tak dla zabawy, czy dla wyładowania swojego złego nastroju. pies w osłupieniu zamiera. nie wie, czy czegoś nie zrobił źle i rozgląda się dokoła szukając winy. jak znajdzie, to przyjmie do wiadomości, że za przewinienie czeka go kara. jak nie znajdzie to winę podsunie mu usłużny właściciel. "masz cztery łapie psie!, merdasz ogonem!, patrzysz na mnie psie!, żyjesz psie!" pies przeprasza. spuszcza wzrok i podkula pod siebie ogon. wraz z kolejnymi kopnięciami z gardła jest wyciskany jego skowyt. w końcu tylko ten skowyt po psie zostaje. pewnie mógłby warknąć, ugryźć, albo chociaż uciec. mógłby, gdyby nie był przywiązany. pies tym przywiązaniem skazał się na samobójstwo. pies - romantyk, który uwierzył, że potrafi pisać wiersze. który uwierzył, że dla kogokolwiek może znaczyć cokolwiek. uwierzył, bo jak mówił, że jest nieistotny, to mu zaprzeczano. mówiono, że jest kochany. mówiono, ba zapewniano nawet. zawsze uwierzymy w to, w co chcemy uwierzyć. a może właściciel i jego pies zupełnie co innego rozumieli pod pojęciem miłości? może...
morze to tęsknota jak mawiał pies. dziwaczne bydle, które nawet mówić potrafiło.
niech ktoś dobije tego kundla, bo tak skamle, że aż nieprzyjemnie się robi - wołają. giń psie, bo twoje ideały są już przeterminowane! giń, bo tylko każdemu zawadzasz leżąc gdzieś pod płotem! giń i idź do diabła! gin... z tonikiem.
więc posłuszni ludzie dobijają psa. miażdżą mu czaszkę i widzą, że tam była tylko jedna myśl. jaka? beznadziejna. jak i cały pies zresztą.
(autor przeprasza wszystkich, że mówiąc wprost pieprzy, ale taki ma humor i czasem nawet on musi)