Komentarze: 14
kilka dni temu wiało i śnieżyło. wyszedłem wtedy na zewnatrz i zacząłem poddawać się prądom powietrznym. przyjemnie tak iść z wiatrem . wbrew wszystkim lubię taką pogodę. w uszach pobrzmiewa "Piosenka dla zapowietrzonego"
(...)
Nadchodzi noc
I zimno z nią;
Mam ręce dwie,
Obejmę się;
Ukryję się,
Utulę się
We własną sierść.
i faktycznie się tulę sam do siebie, bo wiatr i śnieg wciskają się bezwstydnie pod szalik. ale wracać jeszcze nie mam ochoty. bo i po co? idę więc dalej. mijam jakieś ośnieżone drzewa i ławki, jakąś ośnieżoną parę i wreszcie wchodzę do lasu. stado wilków przebiega mi drogę. kierowany jakimś impulsem biegnę za nimi. i znowu jest mi dobrze. nie mysle o niczym innym poza biegiem (no może jeszcze poza tym jeleniem co to pomyka wśród drzew). jaka rozkosz mieć całkowitą pustkę w głowie. czysty śnieg pod łapami i czyste jasne myśli. najeść się, wyspać, dbać o przetrwanie gatunku. niestety poczucie czystki szybko mi przeszło. stado mnie odtrąciło. a szkoda, bo podobno w węszeniu byłem niezły.
szlachetny i wielki wilk samotnik to mit stworzony przez człowieka. ze stada wyrzucane są osobniki stare, bądź chore. taki wilk szybko umiera. zabija go albo głód, albo jakieś zwierze. wilk samotnik to wilk który zdycha za życia.
notkę poświęcam wszystkim likantropom
wcześniej był pies, teraz jest wilk, za kilka dni pewnie pojawi się wieloryb i foki. znak to niechybny, że wkrótce wstąpię do "Greenpeace'u".