Archiwum sierpień 2005


sie 24 2005 powroty, wywroty, wymioty i wymiona...
Komentarze: 7

Kilka godzin jazdy pociągiem i wróciłem do domu. Uśmiechnąłem się mijając miejscowość o wdzięcznej nazwie „Morzeszczyn”. Może to niewybredny żart, ale mogę sobie na niego pozwolić(mała podpowiedź – wstawcie spację w odpowiednim miejscu).

 

Staram się pisać po cichu. Przeklęte klawisze stukają i klikają. Śpi. Katar niemal mi przeszedł, a gardło pobolewa ino rano. Domowy sposób moczenia nóg w gorącej wodzie z solą przyniósł oczekiwane rezultaty.

 

To pisanie trochę bez powodu. Ot taka sztuka dla sztuki. Pozwalam nie czytać.

 

Przeglądałem „Dzienniki” Gombrowicza i znów naszła mnie ochota, żeby pisać prywatnie i na papierze. Swoich dzienników mam już całe zeszyty, ale to bardziej wprawki niż cokolwiek wartego uwagi. Gombrowicz nie określiłby tego nawet mianem „ćwiczeń stylistycznych”. Natomiast czuję potrzebę stworzenia czegoś wielkiego. No dobra może nie wielkiego, ale niech to będzie chociaż coś zjadliwego. Ehhh… niespełniony twórca - Zachowaj nas Panie.

 

Środa – Ja.

navigator : :
sie 22 2005 Zawieszony na drzewie raportuje
Komentarze: 6
Wiadomości z linii frontu. Nadal pomieszkuję u swojej dziewczyny. Wczoraj byliśmy na festynie chlebowym. Festyn jak to festyn, pełen roześmianych i pełnych gęb, z których co druga była pełna piwa a co trzecia już przepełniona piwem. Swoją drogą z napojów niewyskokowych na festynie przewidziano tylko ogórki małosolne(nawet dość smaczne). Upal był tak niemożliwy, że po jednej rundce dokoła chlebusiowych straganów zarówno ja, jak i moja przyboczna uwieszaczka ramienia, byliśmy cali mokrzy i przypominaliśmy parę wracającą z kąpieliska. Właśnie dowiedziałem się, że moje kochanie jest nad wyraz uparte:) co za nowość:P I wcale nie używam więcej emotów w notkach, to tylko takie wrażenie:)

Nie wiedzieć czemu dowiedziałem się, że jestem chory i powinienem lec i dać się pielęgnować, a nie jak uparte bydle kręcić się we wszystkich kierunkach. Wszystkich zainteresowanych informuję, że jedyne co mi jest to ból gardła, którego powodem mogą być: zarażenie, przez pewną kasłającą paskudę, wyłażenie mokrym od potu na chłodny powiem wiatru, albo przyduszenie(tu do wyboru: ręka, łokieć, kolano, albo coś innego – nadmienić należy, że zazwyczaj po walnięciu mnie w gardło następowało „sorki kotek”).

Gdyby ktoś uważał, że się zmieniłem i zacząłem być słodki, to się myli, bo ja słodki nie bywam. Jestem, byłem i będę wredny. A teraz mam tylko takie wakacje:)
navigator : :
sie 20 2005 adnotacja do zniknięcia (jak nie widać...
Komentarze: 3
Wrócił przyjaciel utracjusz! Te słowa wypowiadała postać z „Pięknego umysłu”. To że była projekcją schizofrenika to inna sprawa. W zasadzie nie tyle wrócił, co znowu wyjechał, ale w detale nie warto się wdawać. Obecną notkę sponsoruje moja dziewczyna, która już zdążyła przejawiać objawy znudzenia. A przecież dopiero zacząłem pisać;) Pociągi nadal mnie zadziwiają, bo gdzież można znaleźć wesołą gromadkę wojskowych, co to zamiast tradycyjnego „wpierdol” i „wypierdalaj” zaczną drzeć mordy w usiłowaniu śpiewu. Swoją drogą już chyba lepiej, żeby pozostali przy tradycji. Miałem sen! I już widzę jak ktoś go tłumaczy na sposób freudowski. Otóż śniła mi się – jakże oryginalnie – wojna. Ale nieco zarchaizowana, bo jako niewinny kurier pomykałem konno przez pola i lasy. Kilka razy zleciałem z grzbietu dzielnej klaczy(no na ogierach nie jeżdżę;))na leśny piasek przemieszany z igliwiem, ale podróż umilała mi przyjemne dysputy ze zwierzakiem. Żeby nie było wątpliwości maść nie była ani mroczno czarna, ani niewinnie biała. Była moja ulubiona czyli kasztanowa z obowiązkową strzałką na czole. (tu nastąpiła przerwa, bo ktoś mnie tuli i ściska i zaczyna dusić!!, przyp. autora) Mniejsza z tym gdzie jechałem, bo nagle drogę zastąpił mi wieczny i światły prezydent Łukaszenko ze swoją gwardią przyboczną. Nie wiedzieć skąd znalazłem się w rzece(to chyba Dniepr był) i płynąłem obok konia. Pan prezydent dzielnie płynął za mną. W tym miejscu może przerwę i zakończę ten temat, bo warunki wybitnie nie sprzyjają pisarstwu. W domowe pielesze powracam gdzieś pod koniec miesiąca i ruszam w wir praktyk. Z praktykami jest o tyle ciekawie, że kobieta nadal nie wie, że to właśnie u niej zamierzam warcholić na lekcjach. No cóż szkoła zasłaniała się ochroną danych osobowych i nie zgodziła się udostępnić mi chociażby numeru telefonu, to teraz zjawię się na pierwszej lekcji z bezczelnym uśmiechem i zdaniem „Niespodzianka!” wyskakującym z kieszeni jak żaba ze stawu. Ahoj(h:ch, o:u)!
navigator : :