jakie tu wszystko jest proste w tym internecie. starczy, ze napisze "hahaha" i wszyscy pomyślą, że się śmieję. jak napiszę "nie kocham" to też każdy musi uwierzyć, bo nie ma innego materiału poglądowego. tymczasem w rzeczywistości jest zdecydowanie inaczej. realnie dużo się śmieję. nikt nie odróżni mojego udawanego śmiechu od tego prawdziwego. w śmianiu się mam dużą wprawę. zupełnie natomiast inaczej jest z moją sferą uczuć. tu jestem możnaby powiedzieć, że niemowlęciem.
jeszcze przed świętami miałem rozmowę z kilkoma znajomymi zarówno z akademika jak i z uczelni(nie jednocześnie oczywiście). i czego się dowiedziałem? tego, że ciągle kocham. do cholery jakbym sam tego nie wiedział, to jeszcze się okazało, że wiedzą to i inni. całą maska kpiarza i żartownisia opadła w ślad za moją szczęką. mit o moich zdolnościach aktorskich upadł razem z nimi i już sam nie wiem co wydało głośniejszy plask uderzając o podłogę.
bo faktycznie nadal ją kocham. i pomimo tego, że doskonale zdaje sobie sprawę, że nic z tego nie wynika, że nikogo to już nie interesuje to jednak to robię. beznadziejna sytuacja, bo na żadną kobietę nie jestem w stanie popatrzeć z zainteresowaniem. czy próbowałem? a jakże! i wyszło mi z tego, mówiąc obrazowo i wyjątkowo niemetaforycznie, gówno.
beznadziejna i jednostronna miłość. beznadziejny ja, który nie potrafię się jej pozbyć. pogoda też jest beznadziejna, ale to akurat nie jej wina.
w odpowiedzi wszystkim, których interesują moje ewentualne plany na sylwestra. do diabła z sylwestrem, ze mną i z moimi planami!