Komentarze: 7
oto będzie bajka o wadliwym Navigatorze. bajka nietypowa, bo w każdej bajce jest tylko ziarno prawdy, a w tej bedzie jej całkiem sporo. wad mam tyle, że nie wiem od której zacząć. w zasadzie mam same wady...
zacznijmy od najbardziej wyraźnej. jestem kłamcą.
i teraz w sumie powinienem zakończyć, ale co tam. nieco się poplącze w tłumaczeniach. kłamać dla samej zasady nie kłamię. zawsze ma to jakieś głębsze podłoże. czy słuszne, to już kwestia dyskusyjna. pragnę tylko zaznaczyć, że moje krętactwa dotyczą wyłącznie mojej osoby. najczęściej wyzwalane są, gdy ktoś chce się czegoś o mnie dowiedzieć. w moje życie prywatne nikt do tej pory nie miał wstępu. a że to się obecnie zmienia to już inna sprawa. to są kłamstwa raczej spontaniczne mające bardziej na celu chronienie mojej prywatności niż co innego. czasami wymykają się spod kontroli i wtedy robią się kłopotliwe, bo pociągają za sobą kolejne. zupełna głupota
czasami kłamię z premedytacją i zaplanowaniem. był taki przypadek, chyba z dwa lata temu. ciągle dzwonił telefon. po odebraniu zawsze padało pytanie o jakiegoś zbyszka. cierpliwości starczyło mi tak na mniej więcej 10 telefonów. potem miałem ubaw. pozwolę sobie zacytować kilka rozmów
-dzyń, dzyń!
-zbyszek?!
-dzień dobry dodzwoniłeś się do sex-telefonicznej linii zaba....
-piiiiiiii
-dzyń, dzyń!
-zbyszek?
-o powracający klient, to dobry znak. tylko 4,72 zł za m....
-piiiiiiii
tu małe wyjaśnienie. kolejną rozmowę prowadziłem z obniżonym głosem przeciągając wyrazy. coś jak lokaj z rodziny adamsów.
-dzyń, dzyń!!
-taaak?
-zbyszek?!
-nie. gilbert
-a jest tam zbyszek?
-mam go poszukać?
-tak, niech go pan poprosi do telefonu.
-wie pan, to może być trudne.
-a dlaczego?
-bo on nie żyje.
-panie co pan pie...
-trochę szacunku proszę pana, tu jest kostnica
-piiiii
co ciekawe po tym telefonie już więcej nie zadzwonił. ech, a miałem takie plany jeszcze... więcej o moim kłamliwym języku nie powiem, bo to już byłaby za duża ingerencja w moją prywatność (to raz) i nie mam pojęcia co mógłbym dodać(to dwa). przyznam, że tylko liznąłem temat po wierzchu. ale chyba nie ma się co nad tym rozwodzić, bo to już na dobrą sprawę w większości przeszłość. przeszłość, bo w sumie z tym skonczyłem, a w większości bo jak uznam, że to potrzebnę to kłamię bez najmniejszego oporu. swoją droga chyba dwa dni temu komuś to uratowało życie (niestety dosłownie). ale to już historia na inne czasy i jeśli komukolwiek ją opowiem to tylko Ukochanej (jeśli wyrazi taką chęć).
Navita de ventis narrat...