Archiwum styczeń 2005, strona 1


sty 23 2005 radości z ochodzonego święta czyli babciowanie,...
Komentarze: 11

minęły już dni nawiedzań babć i dziadków. w swoim wnuczkostwie nie mogłem przepuścić takiej okazji. ponieważ babć posiadam jeszcze pełen zestaw więc zwiedzałem ich domostwa przez resztkę dnia pozostałego po zajęciach i większość soboty. dziadkowie obydwaj nie żyją i z nimi spotkałem się na moim lokalnym cmentarzyku oraz większym necropolis. swoją drogą był taki ziąb, że niemal przymarzłem do pomników na kształt aniołków czy innych gipsowych bezeceństw podkreślających żal żywych(albo kiesę). swoją drogą zastanawiam się komu te aniołki, mosiądze i kosztownie piękne pomniki są potrzebne. nam żywym? przecież to tylko przypomnienie straty i rozdrapywanie strupów. martwym to wisi. zakładając, że coś po śmierci istnieje, to biegają oni teraz z jednej chmury na drugą i jeśli popatrzą na ziemię przez jakąś dziurę, to wątpię czy na własny nagrobek. największą radochę mają kamieniarze i pogrzebowcy.

jedna z moich babć ma już ponad 92 lata. co jakiś czas włącza się jej fatalizm.

- wiesz chłopcze na mnie już czas.

- no.

- <konsternacja, bo spodziewane było zaprzeczenie>

- ale nie ma pieniędzy na pogrzeb. księdzu nie ma czego dać, na miejsce też nie ma. (ponieważ babcia odkłada pieniądze w kopertę na ten cel, to pada pytanie). a ile macie uzbierane?

- <tutaj pada suma, którą pominę>

- ooooo to za mało. jeszcze ze dwa razy tyle trzeba. za to możemy kupić pół trumny najwyżej.

- bój się boga chłopcze, toć ja to tyle lat zbierałam. to ja chyba jeszcze pożyje.

- no nie ma wyjścia(i jak to mówię, to coś na kształt uśmiechu rozjaśnia mi pyska)

 

babcia jest stareńka. wygląda jak wysuszone jabłuszko. zmarszczek ma więcej niż niebo gwiazd. włosy jak popiół po spaleniu wiśni. i modre oczy. zupełnie jakby się napatrzyła na wiosenne niebo i przejęła kolory. nie wiem dlaczego, ale u starych ludzi te oczy stają się coraz wyrazistsze. może dlatego, że to jedyny element twarzy, który trwa niezmiennie przez całe życie i jakoś łączy ich z młodymi. może. nie. jest jeszcze uśmiech. całościowy, szczery i ładny.

tak jestem nieco sentymentalny. a tak ogólnie to dni babci i dziadka są mi zbędne. i tak u nich bywam i o nich pamiętam. ale ja zawsze byłem nico dziwny.

navigator : :
sty 17 2005 poranki, czyli wstawania godziny, minuty...
Komentarze: 24

moje poranki wyglądają podobnie. wstaję(i tak to jest sukces), patrzę na pokój i powoli wydłubuje językiem przekleństwo spomiędzy zębów(bo ja chce spać!!). potem człapie do łazienki(w akademiku do lustra i zlewu). patrząc na odbicie swojej mordy w lustrze mam skojarzenia z wierzchnią stroną jeża. co zrobić... zarastam. potem myję ręce i spłukuję wodą twarz. teraz widzę mokrego jeża. pomysł o goleniu odrzucam, bo nie mam czasu ani ochoty. do rytuału należy także wyglądanie przez okno, zazwyczaj popijając coś tam, coby wypłukać smak snu z gardła(woda "Żywiec" rządzi!). porannej kawy nie pijam, bo nie.

oczywiście cały proces zaczyna sie jak zadzwoni budzik a nie telefon np. o 6:38:)

aha ponieważ zostałem poproszony o dodanie jeszcze jednej kategorii poetyckiej do wyznaczonych przeze mnie wcześniej to tego nie zrobię. to, że jeszcze jedna istnieje niczego nie zmienia. to będzie mój wyraz litości dla wszystkich czytających.

a sąsiadka jak mnie zobaczyła w stripteasie to klapła na podłogę. wyraźnie słyszałem plask upadających pośladków i brzęk lornetki. dziekuję tym, co mi poddali taki pomysł:)

navigator : :
sty 14 2005 dobry humor:)
Komentarze: 13

a ja mam po prostu dobry humor dzisiaj. błyskam więc zębami do monitora i kwiatka na oknie, a także sąsiadki z lornetką. tak widać panią nawet jak pani zgasi światło.

nieco się zataczam po pokoju. nie, nie z pijaństwa. ze zmęczenia:) od 2 dni nie śpię i żywię się nescaffe na zmianę z tchibo czy jakoś tak. i stwierdzam, że smak kawy nie ma znaczenia. żadna mi nie smakuje:)

tym którzy mają dzisiaj studniówki to dobrej zabawy i czerwonych stringów życzę:))

navigator : :
sty 12 2005 ptasi manifest czyli co zrobić, żeby ocalić...
Komentarze: 22

pisać wierszy nie może każdy. rozróżniam kilka typów piszących:

1. piszący w sposób przesadnie egzaltowany o miłości (wszelakie wariacje zakochanych). dla takich ludzi poezja jest tylko zbiorem zdrobnień, które należy jak najściślej ze sobą posklejać i porównać do wybranki(albo wybranka). powstaje nic nie znacząca papka, która może znaleźć odbiorcę tylko u adresatki(bądź ponownie adresata).

2. piszący o śmierci jako o wybawieniu. czyli wszelakie wersje sfrustrowanych samobójców. w takie coś przekształca się wariacja pierwsza po odbyciu miłosnej tragedii(nic dziwnego, że tragedia nastąpiła, skoro się pisało to co się pisało i jak się pisało). jednak ponieważ uczymy sie na błędach, to obiekt zakochuje się ponownie i znowu włącza cukierki.

do tych dwóch typów można zaliczyć zdecydowaną większość spośród piszących tutaj.

3. piszący egzaltowanie o śmierci. czasem można to pomylić z typem drugim, bo i faktycznie ten typ powinien sę nazywać typem 2A. są to ludzie, którzy nie potrafią zmienić nic poza adresatem. wiedzą, że coś sie zmieniło i że powinni rozpaczać(czy powinni to inna sprawa), więc piszą o bólu, cierpieniu i rzeczonej śmierci. niestety inwencji własnej brakuje im już na zmianę stylu, w związku z czym słodzą jeszcze bardziej niż na poczatku.

4. wariacje wszelakie pomieszane ze sobą. tutaj zaliczyć można tych, którzy nawet egzaltować nie potrafią i tylko podejmują coraz to nową konwencję.

5. poeci więksi bądź mniejsi. do tych zaliczyć można ludzi, którzy potrafią pisać o wszystkim w sposób pozbawiony przesady. są niezwykle rzadcy i dlatego są wielcy(por. Szymborska, Herbert(nie cały), Miłosz, Mickiewicz i oczywiście Grochowiak). poeci mają ciężkie życie i dlatego dużo piją. czasami sie zapijaja na śmierć(por. Grochowiak, Hłasko).

osobiście uważam, że wszystkich należących do wariacji 1-4 należałoby bezzwłocznie rozstrzelać. popełniają oni bowiem zbrodnię na humaniźmie swoimi pisaniami. powinienem teraz wezwać do samobójstwa w imię wyższych ideałów, ale wtedy musiałbnym sam palnąc sobie w łeb dla przykładu.

ktoś kiedyś powiedział, że jestem miły. nie! nie jestem!

 

modlitwa gołębia idioty

 

gdybym mógł się zmienić w ptaka

wzlecieć w niebo tak do góry

mógłbym wtedy poznać Boga

mógłbym skrzydłem łechtać góry

 

mógłbym burzy być tak blisko

żeby pocałować piorun

mógłbym...

wtedy mógłbym wszystko

nawet z gwiazdą siąść do stołu

 

Bóg w swej wielkiej łaskawości

do mej prośby się przychylił

połaskotał mnie pod pachą

klepnął w plecy i... oskrzydlił

 

ale skrzydła są chwilowe

więc nim gruchnę o podłoże

z tej niebieskiej wysokości

nasram wam na samochody

ku mej gołębiej radości.

 

jeśli doczytałaś/doczytałeś do tego miejsca to znaczy, że masz zdecydwanie za dużo wolnego czasu. ewentualnie jesteś miłośniczką/miłośnikiem mojej radosnej twórczości. w obydwu przypadkach przyjmij proszę moje szczere kondolencje:)

navigator : :
sty 05 2005 sztuka na bis, czyli autor dzieki sklada...
Komentarze: 15

Teatrzyk navigatorski ma zaszczyt bisować sztuką pod tytułem "Chamstwo"

występują: tramwaj(głośny i skrzypiący), student, Oddział chorych na raka(Aleksandra Sołżenicyna), kobieta obyta, tłum ludzi.

Akcja dzieje sie za dnia w tramwaju dowolnej relacji. Tłum ludzi wydziela intensywny zapach potu i woni wszelakich. Student stoi oparty plecami o rurkę(bez skojarzeń, to nie sztuka erotyczna) i czytajcy. Oddział chorych na raka(Aleksandra Sołżenicyna) jest czytany przez studenta. Tramwaj zatrzymuje sie z piskiem, z łoskotem otwiera drzwi i wpuszcza do środka kobietę obytą.

kobieta obyta: uffff

tłum ludzi: <wonieje niezmiennie>

student: <czyta>

kobieta obyta: <przepycha się rozdzielając łokciami czułe łup i bach>

Oddział chorych na raka(Aleksandra Sołżenicyna): <zaszeleścił kartką>

kobieta obyta: <nadziewa się na okładkę ksiąki, której widać nie zauważyła> ałaaaa!

tłum ludzi: <wykazuje zainteresowanie>

student: <miesza sie jak farbki plakatowe>

kobieta obyta: co za chamstwo!!

Oddział chorych na raka(Aleksandra Sołżenicyna): <potakuje okładką>

 

<kurtyna>

navigator : :