poranek...
Komentarze: 16
są takie dni, kiedy nie mam ochoty wstawać. otwieram jedno oko i już wiem, że to jeden z nich. próbuję się wtedy zagrzebać głębiej w pościel, odgrodzić uszy ścianą z poduszki. układając się w pozycji embrionalnej zaciskam powieki. nic z tego. sen odszedł. powoli więc wywlekam się z łóżka, z ciepłej enklawy spokoju i bezpieczeństwa i staję boso na dywanie. przeciągle ziewnę i podreptam do łazienki. po drodze zazwyczaj dobiegają mnie pierwsze dźwięki otoczenia. jakaś kosiarka na podwórku, wrzaski młodocianych sąsiadów, wrzaski dorosłych sąsiadów, lekko ironiczne uwagi mojej rodziny, że książę był łaskaw się obudzić. ano był łaskaw. teraz w swej łaskawości pójdzie się umyć. poszedł. do kuchni, bo pomylił drzwi. żeby nie było kompromitacji udaje, że musi się napić. wychodzi juz nieco żwawiej, bo soczek postawił go nieco na nogi. wchodzi do łazienki a tam... wanna(teraz następuje scena kąpieli z dużą ilością plusków i chlustów. słowem autor odmłodniał o dobre kilkanaście lat). wychodzi z łazienki z głodnym wzrokiem i mokrymi włosami. przemyka się do pokoju, żeby wciągnąć suche i czyste odzienie na plecy. a o polowaniu na kawałek strawy opowiem innym razem.
Dodaj komentarz