Najnowsze wpisy


paź 30 2005 pamiętaj, abyś dzień święty świecił......
Komentarze: 7

(na melodię z reklamy Coca-Coli)

Coraz bliżej święta

Coraz bliżej święta

Coraz bliżej święta

Jadąc samochodem do miasta niemal miałem wypadek, bo kobiet jadący przede mna zahamował gwałtownie i bez kierunkowskazu zjechał na lewą stronę, po czym zatrzymał się i wysiadł kupić znicze, czy inne cmentarne suweniry. Jego wybór, ale zawsze wydawało mi się,że to szczyt szyderstwa losu zginąć w święto zmarłych(podobnie jak wpaść pod karetkę). [*]

Właśnie skonczyłem kopać działkę. Dzień święty uświeciłem pracą i wisi mi co o tym myśli banda wierzących fanatykow. Doszedłem do wniosku, że przegryzienie odcisku nie było najlepszym pomysłem. Ale to była nieznośna konieczność bytu:) Ponieważ moje kopania zawsze związane są z jakąś ofiarą(przecinałem szpadlem krety, myszy, dżdżownice itp.), to tym razem ofiarą padła marchew. Przyjęła to ze spokojem i chyba była pogodzona z losem. Jestem z niej dumny. To była dobra marchew. Marchew na miarę naszych czasów. [*]

navigator : :
paź 23 2005 dwa słowa o wyborach...
Komentarze: 13

o kurwa!

navigator : :
paź 04 2005 Raport mniejszości, czyli ze szkół sprawozdanie...
Komentarze: 14

Zakończyłem cześć praktyczną praktyk(tak wiem, jak to brzmi). Pomimo tytanicznej pracy jaką musiałem wykonać przed każdą lekcją, dawało mi to jakąś radość. Chociaż przyznaję, że gdybym miał pod ręką broń, to klasy zmniejszyłyby się o kilku uczniów. Moim opiekunem  została kobieta o kilka lat starsza ode mnie. Miła, sympatyczna i dość atrakcyjna. Po dwóch obserwowanych przeze mnie godzinach przystapiłem do właściwej akcji, czyli popisów przy tablicy w wykonaniu własnym. Trema? Jak to u aktora. Musi być. Przeszła chyba po drugim wypowiedzianym zdaniu. Wrócił ironiczny uśmieszek i ciut złośliwe poczucie humoru. Dla większości klasy na szczęście niezrozumiałe. Ale za to w pokoju nauczycielskim postawiono mi czarną mocną kawę bez cukru ze zdaniem "Czarna dla czarnego charakteru". Wizytacja w wykonaniu Pani Dyrektor pozostawiła miłe wspomnienia. Podobno ze swobody prowadzenia przypominam Bachórza. Kim jest imć Bachórz? Zapraszam na UG w celach poglądowych.

Problemy oczywiście były. Klasy nie są idealne, a dzieci są tylko dziećmi. Jednak jeden skubaniec z chorobliwą nadpobudliwością rozpieprzy nawet najlepiej przygotowaną lekcję. I tak mi jeden bąbel: wstawał i siadał (przez 45 minut), co jakiś czas wybuchał śmiechem, wyrażał głośno opinię, że mnie lubi, nagle padał twarza na ławkę, próbował wymyślać na rodziny kolegów(ale mu za to potem dali wpier***). Karać nie ma jak. Na oceny położył laskę, a rodzina jest chyba głupsza od niego. Matka twierdzi, ze jej dziecko jest wychowywane w domu w "atmosferze wzajemnego poszanowania i miłości", a złem przesiąka w szkole. No możliwe, ale inne dzieci jakoś nie biegną za koleżanką, nie dają jej "jebut" pięścią przez głowę i nie zwymyslają od kurew. W takiej sytuacji to najchętniej zrobiłbym temu dziecku takie "jebut", żeby się nie pozbierało. Ale nie mogę. A szkoda. Bezstresowemu wychowaniu dzieci mówię twarde i zdecydowane NIE!

Co robię teraz? Pisze scenariusze. Konspekty z lekcji z wnioskami czy udało mi się zrealizować program, czy zrealizowałem to co chciałem. Jeżeli nie to dlaczego. Czy klasa była aktywna. itd itp... Nudy straszne, a w dodatku uważam to za całkowicie niepotrzebne. Ale co zrobić? Uniwerek wymaga, student musi, jak chce zaliczenie.

Z nowości to zmieniłem szablon. Zmiana spowodowana tym, że strona z poprzednim została zastąpiona przez agencję reklamodawczą czy coś w tym stylu. Umie ktoś zrobić samodzielnie szablon i ma od groma wolnego czasu?

navigator : :
wrz 01 2005 konfrontacja przeszłości z teraźniejszością...
Komentarze: 11

Po raz ostatni w swojej podstawówce byłem dawno temu, bo na zakończeniu klasy 8. Dzisiaj tam wróciłem. Stoję więc pośród kurdupli w świątecznych ubrankach i rozważam czy pomysł z "wmieszaniem się w tłum" jest możliwy do realizacji. Dokoła gwizdy, piski, posmarkane nosy i dumne twarze rodziców. Całość była okraszona czymś w rodzaju polki galopki w wykonaniu keyboardowym (trudne słowo i mogłem się pomylić). Zapiszczało, zaszczękało i się zaczęło. Nonszalancko olałem polecenia "bacznościa" i "spocznięcia" przy wprowadzaniu sztandaru szkoły. Jakoś trzeba zaznaczyć, że ja już nie z tej parafii. O dziwo polka galopka okazała się hymnem szkoły, który wykonywał chórek dziewczęcy(sztuk chyba 4) i sama pani dyrektor, bo reszta miała wyraz twarzy jak "ple"*. Po standartowych "jak miło was widzieć kochana młodzieży" na scenę wkroczył człeczyna w mundurze. I już wiedziałem co się będzie działo. Drżącą ręką dzierżąc kartkę staruszek pieprzył pseudopatriotyzmem. Osobiście uważam za szkodliwe takie działanie, ale jak ktoś lubi to prosze bardzo. Byłbym jednak szanownemu kombatantowi wdzięczny, gdyby nie czytał po dwa razy niektórych fragmentów, bo jeśli to miał być refren pieśni to same zwrotki też słabo wychodziły. Oczywiście zgodnie z moimi przewidywaniami zakończenie było agitacją kościelną, bo kościoły puste. Aż czekałem kiedy powie, że Żydzi i masoni nie śpią. Klasy zaczęły się rozchodzić do miejsc zbiorczych po plany, a ja pożeglowałem za nimi w poszukiwaniu swojej praktyki.

- Dzień dobry ja na praktykę do pani blablabla.

- Ale pani blablabla jest na chorobowym do co najmniej grudnia.

- ...uhg...

Gorączkowe poszukiwania polonisty zaowocowały tym, z największym stażem zawodowym(czyli kobitą tylko ciut starszą ode mnie). Po zapewnieniu jej, że jestem grzecznym i miłym(wuahahahahahahahahaha) studentem zgodziła się wziąć mnie pod swoje piersi(bo skrzydła to nie bardzo). W międzyczasie wspominany wcześniej kombatant biegał i robił sobie z każdym zdjęcia, a na koniec władował się do klasy i zaczął grać na organkach. Odkąd opuściłem szkołę niemal nic się nie zmieniło.

 

* przy wymawianiu "ple" należy rozluźnić narząd gębowy i mówić "ple" z wyrzutem warg ku przodowi.

navigator : :
sie 24 2005 powroty, wywroty, wymioty i wymiona...
Komentarze: 7

Kilka godzin jazdy pociągiem i wróciłem do domu. Uśmiechnąłem się mijając miejscowość o wdzięcznej nazwie „Morzeszczyn”. Może to niewybredny żart, ale mogę sobie na niego pozwolić(mała podpowiedź – wstawcie spację w odpowiednim miejscu).

 

Staram się pisać po cichu. Przeklęte klawisze stukają i klikają. Śpi. Katar niemal mi przeszedł, a gardło pobolewa ino rano. Domowy sposób moczenia nóg w gorącej wodzie z solą przyniósł oczekiwane rezultaty.

 

To pisanie trochę bez powodu. Ot taka sztuka dla sztuki. Pozwalam nie czytać.

 

Przeglądałem „Dzienniki” Gombrowicza i znów naszła mnie ochota, żeby pisać prywatnie i na papierze. Swoich dzienników mam już całe zeszyty, ale to bardziej wprawki niż cokolwiek wartego uwagi. Gombrowicz nie określiłby tego nawet mianem „ćwiczeń stylistycznych”. Natomiast czuję potrzebę stworzenia czegoś wielkiego. No dobra może nie wielkiego, ale niech to będzie chociaż coś zjadliwego. Ehhh… niespełniony twórca - Zachowaj nas Panie.

 

Środa – Ja.

navigator : :